Z Izą znamy się od dawna – razem działamy w Fundacji Funny Pets w Czartkach, gdzie fotografuję psiaki szukające domu. Obie mamy dusze trochę szalone, więc kiedy Iza powiedziała, że bierze ślub – wiedziałam, że to nie będzie typowa uroczystość. I dobrze! Bo Iza i Michał zrobili wszystko po swojemu – z sercem, luzem i mnóstwem autentycznych emocji.
Przygotowania – razem, radośnie, z Deisy ♥
Zamiast tradycyjnych przygotowań „osobno”, Iza i Michał spędzili ten czas wspólnie. Było naturalnie, śmiesznie, radośnie. Czułam się jak w domu – tym bardziej, że towarzyszyła nam Lena, nastoletnia córka Izy, i ich ukochana suczka Deisy, która oczywiście też musiała się załapać na zdjęcia!
Bukiet Izy był wyjątkowy – stworzony przez jej siostrę, z sercem i wyczuciem. A błogosławieństwo? Pełne wzruszeń – Michał nie powstrzymał łez. I właśnie to jest najpiękniejsze – kiedy emocje są prawdziwe.
Ślub w drewnianym kościele i gorące serca
Ceremonia odbyła się w przepięknej Parafii św. Marka Ewangelisty w Rososzycy – kościół był jak z bajki: drewniany, z cudownym światłem wpadającym przez okna. Ale tego dnia było też… naprawdę gorąco! Tak bardzo, że musiałam wachlować parę młodą podczas przysięgi. Pot lał się strumieniami, ale to tylko dodało tej chwili autentyczności – bo choć fizycznie gorąco, to w sercach było jeszcze cieplej.
Wesele w chmurach – dosłownie!
Zaraz po ceremonii ruszyliśmy na salę – Manhattan w Zygrach. A tam czekała na nas taneczna petarda! Pierwszy taniec Izy i Michała był jak z filmu – w chmurach, dosłownie, bo sala pozwala na dym i zdjęcia z balkonu, które uwielbiam robić.
Z góry wyglądało to magicznie. Potem goście nie schodzili z parkietu – tańce trwały niemal do świtu, a zabawa była przednia. Udało nam się też w trakcie wesela wyskoczyć na kilka minut na mini plener – światło dopisało, a ich energia była nie do zatrzymania.
Góra Zborów – sesja z duszą i pazurem
Kilka dni później pojechaliśmy wspólnie na sesję ślubną – wybraliśmy Górę Zborów. Widoki były niesamowite, a ich szalony charakter wybrzmiał w każdym ujęciu.
Było śmiesznie, dziko, autentycznie. Te zdjęcia to coś więcej niż plener – to zapis ich relacji. A jak się kończy ta sesja? Powiem tylko jedno: warto zobaczyć to na własne oczy.
Twoja historia też może być prawdziwa, szalona i piękna
Uwielbiam ludzi, którzy robią po swojemu. Iza i Michał pokazali, że najważniejsze to być sobą – wtedy zdjęcia robią się same. Jeśli szukacie fotografa, który złapie Wasz klimat, energię i emocje – z radością opowiem Waszą historię.