POZNAJ WIĘCEJ HISTORII...
Już na spotkaniu przedślubnym wydarzyło się coś, czego zupełnie się nie spodziewałam...
Hania i Piotrek przyszli na spotkanie przed ślubem z zamiarem omówienia standardowego pakietu. Jednak rozmowa popłynęła w tak ciepły i naturalny sposób, że po moim powrocie z toalety... decyzja była już podjęta – chcą czegoś więcej. Czegoś głębszego, prawdziwego, co odda klimat ich relacji i całego dnia. I tak właśnie się zaczęło.
Dzień ślubu pamiętam bardzo wyraźnie – było gorąco, a Piotrek przywitał nas… w samych bokserkach na balkonie. Taki był klimat przygotowań – absolutnie swobodny i pełen śmiechu. Hania od początku wiedziała, że nie chce typowych, pozowanych zdjęć. Miało być naturalnie, autentycznie i po prostu "ich".
Dlatego zrezygnowaliśmy z utartych schematów i skupiliśmy się na emocjach. Powstały cudowne portrety rodzinne w ogrodzie i spontaniczne kadry z przygotowań. Udało się nawet złapać romantyczny first look bez świadków, a chwilę później sfotografować wzruszające błogosławieństwo. Po drodze wyprowadziliśmy też Pana Młodego z domu – tradycyjnie, ale z luzem. Wystarczy dobre planowanie i otwartość na historię, żeby uciec na chwile z czekania na pana młodego i przyjechaniem do niego jeszcze raz.
W kościele emocje sięgnęły zenitu. Tata prowadzący Hanię do ołtarza, oddający ją w ręce Piotrka – to był moment, który zatrzymał czas. Łzy pojawiły się nie tylko w oczach najbliższych, ale i gości. Obrączki pasowały idealnie, ceremonia miała swoją cichą magię, którą naprawdę trzeba poczuć na własnej skórze.
Motyw przewodni? Żółty kolor i słoneczniki – symbol radości, życia i miłości. A gdzie to wszystko się działo? W moim ukochanym miejscu – Gościńcu Strumiany. To nie tylko sala weselna, ale też przestrzeń, w której odbył się mój własny ślub. Dlatego wiem, że właśnie tu dzieją się najpiękniejsze, najbardziej szalone rzeczy.
Wesele Hani i Piotrka? Ogień! Goście tańczyli do rana, zespół Diament z niesamowitym frontmanem Damianem zadbał o atmosferę jak z bajki. Były tańce na stole (serio!), śmiech, śpiew i radość w czystej postaci. Na stole Pary Młodej znalazło się ich wspólne zdjęcie – piękny detal, który jeszcze mocniej podkreślił, jak bardzo ta historia była o nich.
A co najlepsze – udało się nam wyrwać na krótki plener w miejsce, gdzie się poznali. Dosłownie pięć minut spacerem od sali, ale właśnie tam powstały kadry pełne czułości i sentymentu.
Poprawiny były jak wisienka na torcie. Spokojniejsze, ale za to z przestrzenią na totalną fotograficzną zabawę. O zachodzie słońca zrobiliśmy szaloną sesję z gośćmi – pełną śmiechu, radości i ciepłego światła. I choć poprawiny często są niedoceniane, tutaj były idealnym dopełnieniem całej historii.
Szukasz fotografa, który zrozumie wasz charakter?
Jeśli marzy ci się reportaż ślubny z duszą, luzem i autentycznością, to... może właśnie znaleźliście osobę, która opowie waszą historię kadrem. Napisz do mnie – razem stworzymy coś wyjątkowego!